Szukając pomysłu na radzenie sobie z problemem braku lekarzy rząd pracuje nad regulacjami, które pozwolą premiować tych lekarzy, którzy zdecydują się pracować wyłącznie w sektorze publicznym. Blokując możliwość pracy w dwóch lub więcej miejscach pracy rząd liczy na częściowe rozwiązanie tego problemu braku. Część lekarzy obawia się, czy to nie krok w stronę funkcjonującego chociażby w Niemczech prawodawstwa zgodnie, z którym lekarz musi wybrać, czy pracuje w publicznym czy prywatnym sektorze. Podobnie jest w Danii.
W 2006 r. pierwszym autorem tej propozycji był ówczesny wiceminister zdrowia Bolesław Piecha, dzisiaj poseł PiS. 9 lat później założenie oddzielenia sektora prywatnego od publicznego, w swoim expose ogłosiła premier Beata Szydło. W lipcu b.r. do tematu wrócił prezes PiS Jarosław Kaczyński w trakcie objazdu kraju w ramach kampanii mobilizującej wyborców PiS. Kaczyński mówił o wynagrodzeniu nawet na poziomie 80.000 miesięczne, co wielu lekarzy skwitowało – proszę pokazać kto i jakim kosztem może osiągać takie zarobki. Większość lekarzy zarabia w okolicach 20.000 miesięcznie, pod warunkiem brania wielu dyżurów całodobowych.
Zachęty dla lekarzy, którzy zdecydowaliby się pracować wyłącznie w sektorze publicznym musiałyby się wiązać ze znacznym wzrostem obecnych wynagrodzeń. A stan budżetu NFZ plus nowe zadania przekazane właśnie przez rząd (ponad 7 mld dodatkowych wydatków, w tym 3 mld na samo ratownictwo) nie pozwalają mieć nadziei na to, że wolne środki zostaną łatwo znalezione. Takie rozwiązania są stosowane w krajach, w których nie brakuje lekarzy.
W Polsce na 1000 mieszkańców przypada 2,38 lekarza. Biorąc pod uwagę kraje OECD gorzej jest tylko w Turcji (1,88) oraz Kolumbii (2,18). Ranking wygrywa Austria wynikiem 5,24 lekarza na 1000 mieszkańców. Dla porównania średnia europejska wynosi 3,8 lekarza („Health at a Glance: Europe 2020”). Według szacunków 46,7 proc. polskich lekarzy jest zatrudniona w jednym miejscu pracy, ponad połowa w dwóch lub więcej. 1 na 10 lekarzy ma trzech pracodawców.
Wprowadzenie nowego rozwiązania ujawniłoby prawdziwą skalę problemów kadrowych, z jakimi mamy do czynienia w Polsce. Bo możliwość pracy w wielu miejscach, znacząco więcej niż przepisowe 8 godzin dziennie ratuje polski system ochrony zdrowia. Niestety, w Polsce wciąż mamy wybór między przemęczonym medykiem, a jakimkolwiek medykiem dostępnym w danym miejscu. Zdaniem analityków pochopnie wprowadzona zasada albo publiczny, albo państwowy bardzo szybko ograniczyłby dostęp wielu pacjentów do większości świadczeń. Za brak dostępu do lekarzy zapłacą na końcu i tak pacjenci.
W 2019 r. Naczelna Izba Lekarska (NIL) przeprowadziła ankietę na próbie ponad 8 tys. lekarzy. 73 proc. badanych opowiedziało się przeciw konieczności wybierania między pracą w sektorze publicznym i prywatnym. Gdyby jednak taka sytuacja miała miejsce 74 proc. lekarzy zadeklarowało chęć pracy wyłącznie w sektorze prywatnym.