Według sondażu opublikowanego przez „Business Insidera” zwycięzcami w oczekiwanych zmian w naszym codziennym życiu są szalejąca inflacja i nieustępująca drożyzna. Trzecią w kolejności wyczekiwaną zmianą wymagającą pilnego rozwiązania są kolejki do lekarzy i dostępność do lekarzy specjalistów. Problem w tym, że sami sobie kreujemy ten problem.
W 2022 r. w samych tylko warszawskich przychodniach i szpitalach pacjenci nie odwołali łącznie 297 274 wizyt, na które wcześniej się umówili. – Ponad 35 tys. terminów nie zostało wykorzystanych w przypadku konsultacji w przychodniach przyszpitalnych, a kolejne prawie 260 tys. to nieodwołane wizyty w miejskich przychodniach na terenie całej Warszawy – poinformowała „Gazeta Wyborcza”, powołując się na dane z biura prasowego Ratusza.
Pacjenci nie skorzystali z umówionych wizyt, ale ich też nie odwoływali, nie dając szansy innym chorym na szybszą wizytę. Terminy przepadły, kolejka oczekujących na wizytę się nie zmienia, placówki medyczne poniosły nakłady na pensje personelu i zablokowany czas pracy urządzeń, bez efektów. A w tym samym czasie kolejni chorzy narzekają, że nie mogą się dostać do lekarza. To duży problem zwłaszcza dla pacjentów, którzy wiele tygodni czy miesięcy czekają na wizytę u specjalistów.
Nieodwoływanie wizyt, w których nie chcemy brać udziału, powoduje, że kolejki się wydłużają i pacjenci, którzy naprawdę potrzebują wizyty u specjalisty, muszą czekać. Oczywiście zdarzają się sytuacje nagłe i niespodziewane, ale są one rzadkością. W większości przypadków uważamy, że rezygnacja z wizyty w gabinecie lekarskim bez odwołania nic nie kosztuje i nie ma znaczenia. Przy 20% pacjentów, którzy tak robią problem ma wymiar poważny. W Polsce to wciąż bezkarne, ale są kraje, głównie skandynawskie i nordyckie, które wobec takiego zachowania stosują kary finansowe.