Od lat Państwowe Ratownictwo Medyczne zmaga się z problemem obsady karetek przez lekarzy gotowych do dyżurowania. Ministerstwo Zdrowia, zamiast zachęcać młodych lekarzy do wyboru specjalizacji medycyny ratunkowej systematycznie obniża wymogi wobec systemu. Dzisiaj w Polsce jest 1080 lekarzy mających specjalizację medycyny ratunkowej. A tylko karetek działajacych w systemie jest 1600, z czego 360 to karetki „S” z lekarzem w obsadzie. Lekarze z tą specjalizacją muszą zapewnić pomoc w Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych, których dzisiaj jest 246 w całej Polsce.
W trakcie parlamentarnych prac nad ustawą o niektórych zawodach medycznych poseł PiS Bolesław Piecha zgłosił dwie kluczowe poprawki do ustawy o ratownictwie medycznym. Pierwsza poprawka zakłada spadek liczby karetek z lekarzem w obsadzie o ponad połowę wobec i tak niskiego stanu. Zgodnie z propozycją posła Piechy na każde 10 zespołów ratownictwa medycznego ma przypadać tylko jedna karetka specjalistyczna. Z 360 karetek „S” dzisiaj pozostanie tylko 160. Za dyżur takiej karetki NFZ płaci więcej niż za dyżur karetki podstawowej, która w obsadzie ma tylko ratowników. Zdaniem Ministerstwa Zdrowia propozycja ta spowoduje, że sytuacja w Polsce będzie podobna do tych obowiązujących w innych państwach.
Ignacy Baumberg z Polskiego Towarzystwa Medycyny Stanów Nagłych i Katastrof, lekarz od lat pracujący w pogotowiu komentując propozycje stwierdził - Twierdzą, że nie ma lekarzy chętnych do pracy w pogotowiu. To nieprawda, są, tylko trzeba by im lepiej zapłacić. Są województwa, w których karetki S stanowią 37 proc. Zamiast zrobić tak wszędzie, postanowiono bardziej oszczędzać.
Jedną z kluczowych zmian w zakresie finansowani systemu ochrony zdrowia była decyzja o likwidacji bezpośredniego finansowania ratownictwa z budżetu państwa (wprowadzona przez ministra Religę w czasie rządów PiS) od roku 2023 i przeniesieniu tego zadania do budżetu NFZ. Ale bez dodatkowych środków. Oznacza to dodatkowe wydatki po stronie NFZ w kwocie 3 mld złotych, bez zapewnienia pokrycia.
Ministerstwo Zdrowia szukając oszczędności chce poszerzyć kompetencje ratowników medycznych. Pierwsza propozycja padła rok temu. Oburzyli się wtedy lekarze z Polskiego Towarzystwa Medycyny Stanów Nagłych i Katastrof oraz Polskiego Towarzystwa Anestezjologii i Intensywnej Terapii. Chodzi o podawanie leków zwiotczających, znieczulających i usypiających w celu zaintubowania pacjenta. Intubacja pacjenta jest rutynowo wykonywana przez ratowników u pacjentów po nagłym zatrzymaniu krążenia. To pacjent, którego serce przestało bić, reszta mięśni też jest wiotka. Włożenie rurki do tchawicy wymaga technicznych umiejętności, ale nie trzeba podawać leków. Intubacja u pacjentów, u których nie doszło do zatrzymania krążenia to wyzwanie. Taką intubację przeprowadza anestezjolog, znieczulając pacjenta do operacji. To skomplikowany zabieg. Pomysł, by mógł to robić także ratownik w karetce został przez anestezjologów z PTAiIT uznany za "bezpośrednio zagrażające życiu i zdrowiu pacjentów oraz narażające ratowników na odpowiedzialność prawną".
Druga poprawka dotyczyła mediany czasu dotarcia karetki do pacjenta. Teraz wojewoda musi tak organizować system, by zapewnić dotarcia karetki do chorego w mieście powyżej 10 tys. mieszkańców nie dłużej niż w 8 minut od wezwania, a poza miastem 15 minut. Po zmianie mediana dla karetki specjalistycznej niezależnie od terenu miałaby wynieść 20 minut. Po powszechnej krytyce tej propozycji Ministerstwo Zdrowia zapewniło, że poprawka nie wejdzie w życie.