Naczelna Izba Lekarska otrzymała deklarację minister zdrowia Katarzyny Sójki o powstaniu tzw. białej listy placówek medycznych, na którą mają trafić podmioty medyczne, w których nie będzie obowiązywać urzędowy limit wystawiania recept.
Poprzedni minister zdrowia Adam Niedzielski, walcząc z masowym wystawianiem recept bez badań lekarskich wprowadził zasadę maksimum 300 recept wystawianych przez jednego lekarza dziennie. Zasada ta uderza w lekarzy pracujących w POZetach, przyjmujących dużą liczbę pacjentów wymagających terapii lekowej wymagającej dużej liczby leków. Od momentu wejścia w życie ograniczeń lekarze protestowali przeciwko propozycji i zwracali uwagę na bezprawność tego rozwiązania, bo ogranicza ono ustawowe prawo do wykonywania zawodu przez lekarzy. Minister Niedzielski chwalił się, że propozycja limitów w liczbie wystawianych recept dała efekty. Jego zdaniem, w 5 najbardziej receptomatach, które wystawiały najwięcej recept, średnia na lekarza spadła z blisko 12 tys. do 4 tys. recept miesięcznie.
W rozmowie z serwisem Wyborcza.biz lekarka Żanna Pastuszak poinformowała, że w 2021 roku wystawiła ponad 320 tys. recept, obsłużyła 260 tys. pacjentów. W roku 2021 wystawiono łącznie 425 mln recept. Jej zdaniem obsługa ponad 700 pacjentów dziennie było możliwe, bo pozwala na to system informatyczny i organizacja pracy. Zdalne wystawianie recept nie łączy się z rejestrowaniem pacjenta, nie musi on wchodzić do gabinetu, rozbierać się itd. Lekarkę wspierało od 4 do 6 asystentek, pielęgniarek, sekretarek medycznych wykonując całą pracę administracyjną związaną z obsługą pacjenta. Lekarz podejmował tylko decyzje medyczne. Dodatkowo, system informatyczny pozwala obsługiwać kilku pacjentów jednocześnie. Proces generowania pojedynczej recepty trwa 1-2 sekundy. System sam ładuje imię, nazwisko, PESEL pacjenta. Podpowiadają lek na podstawie poprzednich recept. 80 proc. pacjentów korzystających z pomocy lekarki były to osoby zdiagnozowane, w trakcie leczenia. Zgłaszali się tylko po kolejną receptę na zażywany już lek. Ok. 30 proc. pacjentów potrzebowało leków antykoncepcyjnych, w tym w części antykoncepcji awaryjnej, czyli tabletki „dzień po”. Około 14 proc. to były leki antydepresyjne lub nasenne.